piątek, 30 grudnia 2016
UWIERZYŁAM MIŁOŚCI
s. Leonia Nastał "UWIERZYŁAM MIŁOŚCI"
Dziennik duchowy i wybór listów; Wydawnictwo WAM; 2015
Będę Cię ścigać moją miłością, boś w nią uwierzyła. Pójdę za tobą wszędzie i nieustannie będę ci towarzyszyć, bo chcę byś Mnie ustawicznie miłowała. Moja Leonio, dlaczego mnie ludzie nie kochają?
....w dwóch słowach....
Maria Nastał.
Urodzona w 1903 w Starej Wsi, a zmarła w 1940 w wieku 37 lat na gruźlicę płuc
"Podziękuj Bogu za to, że stworzył prątki gruźlicy- one oddadzą Ci przysługę. Ja sprawię, że nie zarazisz sióstr ani ojca duchownego. On Mi jest potrzebny w przeprowadzeniu Ciebie do wieczności. On cię tam już prowadzi, co krok zbliżasz się naprzód."
27 VII 1936 r
"Dziecino, twój czyściec skończony. Jako dopełnienie czyśćca przyjąłem pokutę, jaką otrzymałaś przy ostatniej spowiedzi- odprawienie drogi krzyżowej i ofiarowanie odpustu za siebie samą. Będziesz jeszcze wiele cierpieć, ale to już pójdzie do skarbca Kościoła, na korzyść dusz. (...) Powiedz spowiednikowi, żeby był spokojny, bo umartwienia nie przyczyniły się bynajmniej do podkopania twojego zdrowia. Jest to ingerencja Boża, na którą nie ma lekarstwa na ziemi. Nie pomoże ci żadne lekarstwo ziemskie i żaden lekarz nie zabroni Mi zabrać cię do siebie wówczas, gdy Mi się spodoba"
Wytatułowała sobie na piersi gwoździem imię Jezus
Ojciec sprzeciwiał się jej wstąpieniu do klasztoru, mimo to złożyła ślub czystości
31 XII 1925 wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek; przyjęła imię Leona
Jej obowiązkami było: pomoc w nauce zdającym egzaminy w Poznaniu; pisała wiersze, inscenizacje i inne utwory literackie;
Jej kierownikiem duchownym był ks. Kazimierz Szmelzer
Szczególnie dane jej było rozważać tajemnice niemowlęctwa Jezusa.
1934 złożyła śluby wieczyste i IV ślub: oddanie Panu Jezusowi na ofiarę zadośćczyniącą za grzeszników, zwłaszcza pogrążonych w grzechach zmysłowych; a następnie kolejny ślub: nie popełniać dobrowolnie grzechu powszedniego
1935- z nakazu Pana Jezusa i za pozwoleniem spowiednika zaczyna pisac dziennik duchowny;
18 XII 1935 zaślubiny duchowe s. Leonii z Niemowlęciem Jezus
"(...) znów ukazał się duchy maleńki Jezus na kolanach Matki Niepokalanej, zauważyłam, że trzymał w rączkach roztopiona kulę złota. Spojrzał na mnie, a potem zaczął obracać ową kulą, utoczył z niej pierścień, zarzucił mi na palec i powiedział: Będziesz oblubienicą Niemowlęcia Jezus."
1936r ślub prywatny: czynienie tego, co doskonalsze
1938r ślub prywatny: czynienie wszystkiego z miłości
8 XII 1976r uroczyste ogłoszenie dekretu Nihil obstat w Bazylice w Starej Wsi
2006r złożenie w Sekretariacie Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie "Positio super vita et virtutibus Sługi Bożej s. Leonii Marii Nastał"
....z dziennika duchowego.....
NASZ STOSUNEK DO BOGA
Jezus powiedział do s. Leonii:
"O, gdyby dusze umiały się oderwać od ziemi i od siebie samych, znalazłyby wewnątrz siebie niebo na ziemi. Czemuż nie przychodzą uwielbiać niebieskiego Gościa, czyż jestem dla nich tak obcy, że Mi nic nie mają do powiedzenia? Moja córko, żyję w wielu duszach zupełnie zapomniany, jak gdyby tym duszom na Mnie nie zależało. Uwielbiaj Mnie w nich tak, jak adorujesz Jezusa ukrytego w Eucharystii."
s. Leonia:
"Czułam się bezradna na myśl o tym, co inni czynią dla bliźnich, by im dopomóc, a ja nie mam do tego sposobności. Jezus mnie pocieszał: (...) Cicha ofiara ma nieraz większe znaczenie wobec Boga niż rozgłośne, wielkie czyny, jeżeli nie są przepojone miłością Bożą. Jeden drobny akt zaparcia się siebie, uczyniony z miłości, więcej wart niż wylewanie się na zewnątrz, pozornie dla dobra bliźnich, w istocie – dla rozgłosu. Przyjmuję trudy i takich prac, bo w nich nie ma zamiarów wprost grzesznych, ale te dusze szkodzą sobie same. Postępują one z dobrami, jakie z prac apostolskich mogłyby osiągnąć, jak ci, co nie znając wartości banknotów, wymieniają je za bezcen."
" Od wszystkich jednak dusz wymagam zaparcia się w tym, co sprawia przyjemność, dozwoloną wprawdzie, ale z której można by złożyć ofiarę. To taka drobnostka. Żebrakowi czasem daje się na ofiarę tylko grosz, a Mnie i tego odmawiają dusze, niestety- nieraz dusze przeze Mnie ubogacane."
"Stań się maleńką, by jak niegdyś Dziecię Jezus, tak teraz ciebie mogła wziąć na swe ręce moja Matka Niepokalana, by Cię zaofiarować Trójcy Przenajświętszej. Ofiara złożona przez ręce Maryi jest najmilsza Bogu."
"Liczysz na własne siły. Kiedy udajesz się na modlitwę, już naprzód myślisz, jaki obrót weźmie twoja modlitwa, jak będziesz przeze Mnie przyjęta. Na modlitwę trzeba się udawać dla uwielbienia Pana Boga, trzeba mi oddawać wszystkie władze duszy, bym mógł ich użyć dowolnie, na Mnie zdać resztę. Nie podoba mi się także to, że z lękiem patrzysz w przyszłość. Czemu nie ufasz Mi zupełnie?"
"Ufność zachwyca moje Serce, bo ona zawiera w sobie wiarę w moją wszechmoc i dobroć bez granic. Taka ufność, pełna dziecięcej wiary, sprawia, że na jeden szept duszy kochającej działam cuda, gdy zachodzi tego potrzeba. Ufność przebija niebiosa, ufność wykrada niejako łaski Boże, bo gdy dusza ufa, może brać wszystko, co chce. Ja zdaję się nie widziec duszy zagarniającej łaski miłości i miłosierdzia. Gdyby mi dusze ufały więcej, miałaby ziemia tylu świętych, ilu jest ludzi na ziemi. Powiedz Mi, moja droga, czemu Mi ludzie tak mało ufają, czemu wierząc ludziom, że dotrzymują danego słowa, nie wierza Mnie, który dotąd nikomu zawodu nie zrobiłem? Gdybyś wiedziała, jak boli nieufność ludzi do Mnie, starałabyś się już nigdy nie zasmucać mojego Serca brakiem ufności, owszem, poszłabyś kołatać do każdego serca z wezwaniem: ufności, ufności, ufności."
"Przyjmę każdą, choćby najmniejszą, ofiarę złożoną z miłości i przechowuję ją w swoim Sercu, by móc za nią wiekuiście płacić. Każda ofiara jest kapitałem, który do Mnie całkowicie należy, a jego procentem nagradzać będę dusze wiecznie. Przez ofiarę dusza czyni dłużnikiem samego Boga. Czyż cię to nie napełnia radością?"
"Nieraz ból ściska moje Serce, gdy muszę patrzeć, jak dusze bronią się przed działaniem miłości. Z daleko większą czynią to skwapliwością niż mieszkańcy domu objętego pożarem. Skoro tylko Miłość prawdziwa zaczyna kołatać do duszy, zamiast wyjść naprzeciw, powitać Ją z radością, uciekają do ciasnej izdebki swojego ja. Co więcej, by nie pozwolić wejść Miłości, stawiają na drodze tamy pełne gruzów i rupieci. Gruzy- to są zajęcia niepotrzebne, bezużyteczne, podejmowane tylko dla zabicia czasu, dla zatrucia nudów; a rupiecie- to żarty, śmieszki, stroje, niepotrzebne rozmowy."
"Kochasz Mnie, trzeba, byś umiłowała mowę moją, żądającą zaparcia się siebie i umartwienia wiernego i wytrwałego w najdrobniejszych szczegółach. Nie pij wówczas, gdy czujesz wielkie pragnienie- przeczekaj chwilę, później dostarczysz organizmowi potrzebną ilość wody. Gdy w chwilach spiekoty czujesz znużenie, kleją ci się powieki, chciałabyś na kilka minut położyć głowę na stole, by odpocząć, nie czyń tego, ale jeżeli jesteś sama, upadnij na kolana i ucałuj ziemię dla uwielbienia Trójcy Przenajświętszej. Wieczorem, kiedy już zasypiasz, a Ja zażądam, byś uklękła raz jeszcze, uczyń to natychmiast, bez ociągania się. Chciałbym byś do trzech razy zrywała się do takiej adoracji w chwili, gdy sen morzy ci już powieki- na uwielbienie Trójcy Przenajświętszej. Ilekroć w ciągu dnia czujesz znużenie lub osłabienie, upadnij na kolana, by ucałować ziemię. Będzie to przeciwdziałanie naturze. Czyń to również na początku każdej godziny. Nie pozwalaj sobie nigdy na bezmyślność. Ilekroć spostrzeżesz, że myśl twoja niczym nie jest zajęta, upokarzaj się, proś, bym cię zajął sobą. "
"Powiedz siostrom, by z miłości dla Mnie choć jedną godzinę w ciągu dnia zachowały ścisłe milczenie- specjalnie w intencji wynagrodzenia za obojętność ludzi światowych. Będę wam wdzięczny za to."
"Kto czuje gwałtowne pokusy nieczyste, niech idzie pod krzyż lub do żłóbka. Wobec maleńkiego Niemowlęcia, które leży w twardym żłobie, jako uosobienie niweinności, znikną pokusy, ostudzi się żar namiętności. Trzeba, żeby o tym dusze wiedziały."
"Dziecino, Mędrcy przynieśli Mi w ofierze dary królewskie: mirrę, kadzidło i złoto. Złóż Mi i ty takie dary królewskie, wszak stać cię na to, gdyż jesteś córą Króla królów, jesteś oblubienicą Jego Syna, Króla wieków. Daj Mi twoją dyszę, ciało i serce. Daj Mi kadzidło uwielbień i modlitwy twojej duszy; daj Mi umartwienia twego ciała. Ja przyjmę je jako mirrę – dar mędrców, lecz przede wszystkim żądam i doamagm się- daj Mi złoto twej miłości, dar najbardziej królewski. Mnie dar twój milszy, niż wszystka zewnętrzna wystawność, na jaką się sili sztuka. O, gdyby ludzie wiedzieli, jak pragnę, by Mi stawiali ołtarze w duszach i sercach własnych. Zamieszkałbym w nich chętniej niż w tabernakulum, bo nie czułbym martwoty złotego kielicha, lecz uderzenia kochających Mnie serc i dusz."
"Modlitwa płynąca z serc pełnych ofiarnej miłości zawsze będzie wysłuchana. Ja nie potrafię się jej oprzeć- to moja słaba strona."
KAPŁAŃSTWO I ŻYCIE ZAKONNE
"Jezus słucha spowiednika odnośnie do kierownictwa duszy, jak słuchał na ziemi swej Matki Niepokalanej. Spowiednik zakazuje umartwień, Jezus nie pozwoli nawet na doręczenie mi narzędzi pokutnych; zakazał słuchać głosu wewnętrznego, Jezus milczy."
"Dusza powinna być spowiednikowi posłuszna z pokorą i wiernością. Ja sam- mówił Jezus- choć jestem Bogiem, słucham spowiednika odnośnie do kierownictwa duszy, jak słuchałem na ziemi mojej Matki Niepokalanej. Słucham, co mówi spowiednik, a potem śledzę duszę i w miarę jej posłuszeństwa obdarzam ją łaskami."
"Mój kapłan- czy ty wiesz, co to znaczy? To znaczy wybrany od wieków spośród ludzkości, to znaczy oddzielony od świata, wyhodowany w moim Sercu, wypieszczony na moich rękach – mój sługa, mój brat. Mój kapłan to najmilsza cząstka mojego dziedzictwa, to moja przednia straż razem ze Mną idąca na podbój dusz, a podbicie jednej znaczy więcej niż zdobycie światów. Najmilszym wezwaniem dla sług moich ołtarzy będzie w wieczności nazwa: Tu es sacerdos in aeternum. Nic z tą godnością w porównanie iść nie może. Módl się dużo za kapłanów i za tych, którzy w tym roku mają przyjąć święcenia. Ofiaruj za nich post. Przygotuję dla nich wielkie rzeczy."
"Jeżeli jestem wśród ludzi na świecie, to przede wszystkim jestem przy Ojcu Swiętym- nie tylko w nim, ale i przy nim. Nigdy nie zostawiam go samego, nawet w jego życiu prywatnym."
"Maryja jest dla kapłanów wzorem, patronką i matką. Byłoby to dla Maryi wielką pociechą, gdyby w Litanii loretańskiej dodano wezwanie "Patronko kapłanów". Dla każdego kapłana Maryja ma osobne dary i łaski. Dla niewiast, w których sercu rodzi się niekiedy ból, że nie są kapłanami, niech wystarczy to, że Maryja, aczkolwiek była Matką Boga, nie dokonała ani razu konsekracji, a Komunię św. przyjmowała z rąk św. Jana."
"Najlepszą bronią przeciwko Złemu Duchowi jest pokorne posłuszeństwo wobec spowiednika. Dusza, która słucha, może być zawsze spokojna, bo Pan nie zawiedzie tych, którzy pamiętają na Moje słowa, kto was słucha, Mnie słucha. Do tego stopnia cenię posłuszeństwo duszy, że chociażby nawet jej kierownik zeszedł na manowce, dusza, która w jego kierownictwie szuka z wiarą Mnie samego, nie zbłądzi. Trzeba bardzo cenić boski pierwiastek działania Ducha Swiętego przez kapłana. Ludzie o tym zapominają, dlatego chwieją się w wierze. Kapłan to drugi Chrystus. Nie trzeba o tym zapominać. Tak często słyszą o tym moi wierni, a tak mało w to wierzą. W tym jest zagadka, dlaczego tak mało dusze odnoszą korzyści z kazań czy nauk kapłana. Gorzej, że i do dusz zakonnych zakrada się niekiedy uprzedzenie do kapłanów, widzi się w nich tylko pierwiastek ludzki. Bardzo wielkie mogą wyniknąć stąd szkody, zaciera się zaufanie w duszy, dojść może do świętokradztwa. Dlatego powinno się zachowywać bardzo wielką ostrożność w rozmowie, by nie podkopać dobrej sławy kapłana. Obmowa kapłana zawiera w sobie złość podwójną, podwójnie też będzie sądzona i karana. Napisz, co powiedziałem, znajdą się dusze, które znajdą w tych słowach upomnienie dla siebie."
"Kapłan nie moze być letnim tylko i przeciętnym sługą Chrystusa, bo taki prędko opadnie na dół. Widząc tyle słabości drugich, którym Bóg jednak okazuje miłosierdzie swoje, łatwo moze sobie powiedzieć: Im wystarczy tylko tyle do zbawienia, to i mnie wystarczy, a tymczasem mogę wygodniej urządzić sobie życie. Kapłanowi to nie wystarcza, on musi być święty, by mógł zarażać świętością drugich. Oni muszą ze drżeniem zbawienie swoje sprawować, bo dla nich większa chwała w niebie przygotowana, ale i sami więcej muszą być przygotowani do używania rajskich rozkoszy. Nigdy użyteczniej nie spędzasz dnia, jak wówczas, gdy dla kapłanów wyniszczasz się całkowicie, odmawiając sobie zupełnie przyjmowania posiłku. Skoro cię raz na tę drogę wezwałem, ścigać cię na niej będę, pobudzając do coraz większych ofiar i poświęceń, aż cię znajdę na Kalwarii."
"Dusza zakonna powinna pracowac nad wyrobieniem głębokiego życia wewnętrznego, bo jej nie wolno iść samej do nieba, ona powinna rozszerzać na ziemi królestwo Ojca niebieskiego, zdobywać dla nieba dusze. Jeżeli nie ma do tego innej sposobności, niech apostołuje modlitwą i tym, o czym już wzmiankowałem, miłością, świętością życia. Chciałbym, by wszystkie domy zakonne były przepojone atmosferą świętości, by dusze ubiegały się o nią, by szły na wyścigi w zdobywaniu cnoty. Jeśli jakaś dusza jest bardziej ubogacona łaskami, a zwracają się do niej inne dusze z prośbą o wskazówki i rady, nie powinna się od tego uchylać pod pozorem pokory. Niech tylko pamięta, że czerpie nie ze swojego, ale z Mego Serca. Zawsze sprawiacie radość memu Sercu, ilekroć rozmawiacie o Mnie. Trzeba, by to się stało nałogiem dusz zakonnych, że zawsze rozmowe snują około Oblubieńca swoich dusz. Rozmowy świeckie sprawiają, że dusza świecczeje i choć nosi strój zakonny, nie uchodzi za taką wobec Boga.
Na krótki dzień ziemskiego życia obierz sobie mieszkanie w ranie mego najsłodszego Serca. Serce to jest tak przepastną głębiną tajemnic, ze nigdy na ziemi nie będzie poznane takie, jakie Ono jest. W moim Sercu znajdziesz pełnię szczęścia, a znalazłby je każdy, kto by chciał tam wejść i w Nim żyć."
" Pragnęłam życia w Karmelu. Łamałam się pod naporem bólu. Jezus przyszedł mi z pomocą. Chcę- mówił- byś była świętą służebniczką mojej Matki Niepokalanej. Chcę, byś była kwiatem polnym, wystawionym na działanie wichrów i burz, nie tracąc jednak swej świeżości i woni. Gdybyś wstąpiła do Karmelu, zniechęciłoby się do życia wewnętrznego wiele dusz waszego zgromadzenia, bo sądziłyby, że istotnie tylko w Karmelu można zostac świętą, gdy tym czasem Ja tego cudu dokonać mogę wśród najmniej sprzyjających warunków."
....MARIA.....
"O, jak Mi dobrze było przy tym Sercu przeczystym, tyle doznałem od Niej macierzyńskiej czułości, że dla mej Matki Niepokalanej niczego duszom odmówić nie mogę. Serca czyste sprawiają Mi zawsze ucztę rozkoszy, toteż z radością wchodzę do nich w Komunii św., bo one Mi przypominają dziewięciomiesięczny pobyt w łonie mej Matki Niepokalanej. Przypominaj Mi często pieszczoty, jakimi Mnie darzyła Maryja. Dla nich zapomnę o obojętności, jakiej doznaję do wielu dusz, przyjmujących Mnie w Komunii św. niedbale i ozięble."
"Spędź 9 dni poprzedzających uroczystość Bożego Narodzenia przy tym najsłodszym Sercu, razem ze Mną. Każdy z dziewięciu dni poświęć ku uczczeniu jednego z dziewięciu miesięcy, jakie spędziłęm w tym raju dziewiczym."
"Łącz się w duchu z pierwszymi aktami mojego życia najbardziej ukrytego. Ukryj się i ty w pokorze i wraz ze mną powtarzaj: "Ecce venio". Trwaj w milczeniu, kochaj, uwielbiaj."
"Mleko mej Matki przeczystej piłem w niemowlęctwie, wchłaniając je w Siebie,w swoją krew, w którą z miłości dla moich ukochanych zostawiłem do picia wszystkim, którzy zbliżają się do Mnie po życie."
"Maryja znała chwilę swojego odejścia z ziemi, toteż z miłością Matki pożegnała się z apostołami, a potem – pełna zachwytu- oddała swą duszę przeczystą Bogu. Po rozłączeniu się z ciałem, Pan Jezus, który był przy niej duchowo obecny, wziął Jej duszę przebłogosławioną. I nie wiem, jak to się stało, ale przeżyłam to razem z Maryją tak, że Ja oprowadził po wszystkich krańcach ziemi. Ukazał Jej wszystkie miejsca, gdzie ku Jej czci miały stanąć świątynie, kaplice, figury przydrożne, a przede wszystkim, gdzie miały stanąć klasztory, a wnich dusze poświęcone chwale Bożej i czci Niepokalanej. Zatrzymywała się dłużej Maryja w miejscach, gdzie miała w specjalny sposób przebywać w cudownych obrazach. Zatrzymała się z miłością w Starej Wsi. Jezus Jej powiedział, że tu będzie przede wszystkim czczona w chwale swego Wniebowzięcia, że tam przychodzić będą tłumy pielgrzymek. A potem ukazał Jej dwa klasztory, w nich tysiące dziewic. Jakże się ucieszyłam, gdy Maryja, patrząc na wszystkie, także i na mnie zatrzymała swój wzrok.
W towarzystwie aniołów zstąpiła także dusza Maryi do czyśćca, niosąc duszom tam cierpiącym pociechę i ochłodę, a wiele z nich wyprowadziła z czyśćca, by razem z Nią mogły wejść do nieba. Dziewicze ciało Maryi pozostawało do trzeciego dnia w grobie, zapewne dlatego, że Maryja chciała się i w tym upodobnić do Boskiego swego Syna. W chwili, kiedy wniknęła w nie najświętsza dusza Maryi, stało się tak piękne, jak uwielbione ciało Jezusa po zmartwychwstaniu. Zdawalo mi się, że nad grobem Maryi było niebo otwarte, a z owej przestrzeni, od nieba- zdawało mi się nieskończonej- aż do ziemi, było nieprzeliczone mnóstwo aniołów, którzy wyszli naprzeciw swojej Krółowej. Maryja była pełna jasności i tak niepojęcie piękna. Przesuwała się lekko, jak promień słoneczny, poprzez chóry anielskie, witając każdą hierarchię osobnym pozdrowieniem. Ale to wszystko odbyło się bardzo szybko i Maryja stanęła w obecności Trójcy Przenajświętszej, która oczekiwała na Jej przybycie. Ojciec przedwieczny odezwał się: Witaj, najmilsza Córko, w której mam upodobanie; witaj, pełna łaski, błogosławiona między niewiastami. I objął w swe objęcia Niepokalaną Dziewicę klęczącą przed Nim w pokorze, jaśniejącą niezrównanym pięknem. Wszystko Ci dałem – mówił Ojciec- dając Mego Syna za Twego Syna. Teraz daję Ci chwałę, jakiej nikt dotąd i nikt potem nie osiągnie. Niewypowiedziane było przywitanie Pana Jezusa z Matką Niepokalaną. Jezus przypomniał Maryi macierzyństwo dla ludzkości całej. Powiedział, że tak będzie słuchał Jej próśb w niebie, jak słuchał Jej rozkazów na ziemi, i dał Jej współudział w rządach dusz z prawami królowej i matki. Duch Swięty witał Niepokalaną swoją Oblubienicę z niepojętą miłością, a potem oddał Jej w opiekę kapłanów, mówiąc: W dziele uświęcenia największą rolę odgrywają kapłani przez szafowanie sakramentów świętych i przez słowo Boże- bądź ich matką i patronką. Zapale w ich sercach szczególniejszą miłość ku Tobie, by przez Ciebie otrzymywac mogli moją pomoc i światło.
Maryja ukoronowana była pięknością i chwałą niepojętą; była nieskończenie szczęśliwa i zanuciła Magnifikat, którego w milczeniu słuchała cała Trójca Przenajświętsza i wszyscy niebianie. Gdy ukończyła, zaczęli śpiewać chymny powitalne aniołowie i grali przecudne preludia. Nie wiem, jak to się stało, ze ja na strunach duszy grałam razem z aniołami. Szkoda, ze nie jestem kompozytorem i nie mogę odtworzyć tej melodii. Wszystko to trwało w czasie jednej Mszy św., od siódmej do siódmej i pół."
...DZIECI I MŁODZIEŻ......
"Powiedz twojemu spowiednikowi, że kapłani za mało mówią o obecności Bożej w duszach – dzieciom. Powinno się o tym tak pouczać dzieci, jak o mojej obecności eucharystycznej. Mają oni bowiem Trójce przenajświętszą w swojej duszy, a nie wiedzą o tym. Nic dziwnego, że postępują niekiedy tak, jakby Boga wogóle nie było. (...) Ja żądam byś to powiedziała."
"Dzisiaj napisz kilka słów poselstwa twojego Jezusa do młodzieży uczącej się. Chętnie ją widzę przy pracy nad zdobyciem wiedzy. Ale chcę ją przestrzec przed niezrową ciekawością. Jeżeli młodzież szuka prawdy i zadowalających zagadnień dla swojego umysłu, po cóż ucieka się do mętnych źródeł niebezpiecznej lektury? Ona zaspokaja zmysłowość, a nie umysł. Niepodobna nie opalić sobie lotnych skrzydeł ducha, gdy się fruwa ponad ogniem. Czemuż nie myślą o tym pisarze, którzy tchną te niebezpieczne iskry w swe dzieła? Czy myślą o tym, na jaki materiał padnie iskra zapalna? Jeżeli nim będzie puch delikatny, wywoła pożar, którego końcem- potępieńczy ogień, jeżeli go zawczasu nie ugasi miłosierdzie Boże. Pisarze chcą obudzić sensację, chcą zdobyć sławę. O, jakaż to nędzna sława, która niby dym krztuszący, wywołuje zawrót głowy, a nawet zabić może- niestety- bardzo wiele dusz. Czemuż źle szafują danym sobie talentem? Dusza ludzka jest podatna na przyjęcie tego, co piękne, szlachetne, Boże. Ale równocześnie podatna jest równiez na przyjęcie chwastów jak gleba, która przyjmuje zarówno ziarno zbóż, jak i siew kąkolu. Choć kąkol barwniej na pozór wygląda- któż zeń chleb upiecze? Ja nie potępiam kultury, bo głębsze poznanie stworzeń zbliża duszę do Stwórcy, ale chcę, by ją podawano młodzieży wolną od plew, od zgnilizny, bo nie chcę, by synowie Królestwa Bożego karmili się młótem wieprzów. Wołałem niegdyś: "Biada światu dla zgorszenia". I dziś, choć jestem cichy, choc milczę, bo stałem się niemową z miłości, i dziś wołam przez moich kapłanów i przez moje sługi, również jak ja milczące- biada. Biada tym, któzy mrożą najmilszy mojemu Sercu kwait anielskości. Jeżeli mędrkowie tego świata nie chcą słyszeć tego cichego nawoływania, niech wiedzą, że i gromy dzierżę w prawicy swojej. Młodzieży, wznieś się ponad blichtr, ponad błędne ogniki, nie daj się zwieść złudnym mirażom w głąb topieli. Przyjdz do Mego Serca, radź się sług moich ołtarzy, gdzie prawda, gdzie fałsz się kryje, a Ja będę z tobą i nie pozwolę, by złe zwyciężyć miało."
"Mojemu Sercu drogie jest małżeństwo, sam rodzinom błogosławię i mieszkam wśród nich, ale dusze dziewicze pozostaną na zawsze moimi najdroższymi klejnotami, które umieszczę w koronie mojej chwały."
....KOMUNIA ŚWIĘTA....
"Kocham dusze, które Mnie przyjmują w Komunii św., bo rozkoszą moją jest przebywanie wśród ludzi. Ale straszliwy jestem dla dusz, które przyjmują Mnie niegodnie. Tylko nieskończone miłosierdzie na prośby mej Matki Niepokalanej i dusz, które Mi radość sprawiają, wstrzymuje Mnie od zadania ostatecznego ciosu duszy już i tak umarłej. Wynagradzaj Mi za niegodnie przyjmowane Komunie św. Komunie duchowe przyjmuj z taką samą miłością jak Komunie sakramentalne. Kiedy jesteś w mojej obecności, zapomnij zupełnie o sobie, zajmuj się Mną jedynie. Gdybyś wiedziała, ile razy w chwilach, gdy ty toniesz w radosnej miłości przy mym Sercu, to moje Serce równocześnie tonie w bólu. Ludzie szydzą sobie ze Mnie, stroją żarty w szynkach, kabaretach, kawiarniach – a Ja słucham i milczę... Jeżeli znajdę duszę, która Mnie naprawdę kocha, zapominam przy niej o niewdzięczności ludzkiej. Do dusz zakonnych i kapłańskich zwracam szczególnie mój wzrok – u nich szukam ukojenia dla Siebie."
" Ja sam osobiście żyję w Sakramencie Miłości. O, ileż razy wołam błagalnie, ze jestem samotnym więźniem, że pragnę towarzystwa synów ludzkich, w których swą rozkosz znajduję, a ludzie zamykają drzwi swego serca, nie chcą usłyszeć mego głosu. Gdybym wzywał na sąd i karanie, mieliby wymówkę, ale Ja zapraszam na gody, na poufną, przyjacielską rozmowę, na ucztę miłości, a ludzie Mną gardzą. O, jak bolesna będzie kiedyś dla nich moja skarga: Byłem samotnym więźniem, a nie nawiedziliście Mnie. Byłem głodny, a nie nakarmiliście Mnie.
W Eucharystii zostałem przede wszystkim jako pokarm dusz. Ktokolwiek zbliża się do Mnie, każdego karmię własnym Ciałem, poję swoją Krwią. A sam jestem zgłodniały i spragniony, a nie masz, kto by się ulitował nade Mną. Pokarmem moim miłość ofiarna. Czemuż Mi jej ludzie odmawiają? Nie skąpcie jałmużny Temu, który dla was stał się rozrzutny, który wam oddaje siebie samego na pokarm i napój, byście nie usłyszeli kiedyś mojego straszliwego biada.
Moja córko, posłuchaj jeszcze jednej skargi, z której kiedyś rownież sądzić będę świat. Byłem więźniem, a nie wykupiliście Mnie. Więzieniami straszliwymi, do których Mnie dusze wprowadzają, są serca świętokradców. Umiłowane dzieci moje, wykupcie Mnie z tych więzień, w których szatan panuje. Wykupcie Mnie z tych więzień, w których cuchnie zgnilizna zmysłowości, w których czają się jadowite węże złości. To więzienia stokroć wstrętniejsze niż to, jakie zniosłem w ostatnią noc spędzoną na ziemi. Wykupcie Mnie z tych więzień modlitwą i ofiarą, jednając dla biednych, zaślepionych dusz nawrócenie, żal i pokutę. Opłaci się wam ten okup, jaki złożycie. Jestem Synem Bożym. Ojciec niebieski sowicie nagrodzi za każdy trud, za każdą ofirę podaną w celu zrzucenia kajdan świętokradztwa, które nie pozwalaja Jezusowi królowac w duszy. Usłyszcie błaganie Jezusa żyjącego osobiście pośród was. Nie czekajcie straszliwej chwili sądu, bo gdy Mna gardzić będziecie, sami na siebie będziecie wydawać wyrok, a nie będzie obrońcy, który by mógł zniweczyć akta spisane przez was samych, wobec wiernego świadka- sumienia. Ja wolę być ojcem i przyjacielem niż sędzią, ale od was zależy, czym będę dla was w godzinę śmierci i w dzień Sądu Ostatecznego."
...NIEBO I PIEKŁO....
S. Leonia:
"Mój Jezu, ja chyba nie będę w niebie szczęśliwa, bo się będę wstydzić moich grzechów i chyba zawsze będzie mi towarzyszył ból, że Ciebie, moja Miłości, tak bardzo obrażałam na ziemi.
Jezus:
"Moje dziecię. Do nieba nic zmazanego wejść nie może. Skoro tam będziesz z Miłosierdzia Bożego, będziesz czysta, jasna, piękna pięknością twego Oblubieńca. Cierpienie i brak szczęścia w niebie są niemożliwe. Nie lękaj się. Co do bólu duszy płynącego z żalu- zamieni się on w hymn uwielbienia dobroci i miłosiedzia Bożego. Zresztą, czy już tu na ziemi nie odczuwasz upajającej radości we łzach żalu płynącego z miłości? Miłość potrafi ze wszystkiego korzystać."
"Do jakiegoś potępieńca zbiegło się naraz wielu szatanów. Nie widziałam ich, a jednak miałam tę świadomość, że są tuż; że są potwornie obrzydliwi i straszni, a tak samo obrzydliwy był ten potępieniec. Szatani rozdzierali mu serce. Zdawało mi się, że tak jak blaszkę złota można rozklepywać i rozciągać na włosowate niteczki, tak oni rozrywali i rozciągali to serce, zalewając je roztopionym ogniem. Czuła, że był to ból strzaszny, niepojęty, i zrozumiałam, że cierpieć miał ów potępieniec to rozdarcie serca i ten ogień przez całą wieczność za to, że nie nosił za życia ani iskry ognia miłosci Bożej w swym sercu. Równocześnie inni szatani wbijali nieszczęśliwemu ogniste gwoździe – osobno w oczy, w uszy, że tymi zmysłami nie chwalił Boga. Skroń jego obijali również rozpalonymi gwoźdźmi- za to, że nie korzystał z ran cierniowej korony Zbawiciela. Zalewali szatani te rany rozpaloną smołą, by palić umysł, który – stworzony na to, by Boga poznawać- zajmował się sobą, stworzeniami i grzechem. Zęby wyrywali jednocześnie z taką wściekłością, że szarpali głową na wszystkie strony, podrzucali nią w górę, uderzając o jakieś ogniste sklepienie, a potem rzucali w czeluście i znowu czynili to samo. Nieszczęsny wydawał z siebie straszliwe wycia, piski, którym odpowiadało echo całego piekła, groźne jak ryk lwów czy szakali i więcej jeszcze."
...NARÓD POLSKI....
"O mój ukochany ludu polski, którego przodkowie szli z krzyżem na bój, krzyżem zdobili swój mundur, krzyżem znaczyli drzwi swoich domów – czemu Mnie wyrzucasz z własnego mieszkania, z własnych serc? Czyż krzyż sprowadził ci nieszczęście, czy ci zanadto przygniótł ramiona? A Ja niosłem krzyż na Golgotę, pomimo że miałem ramiona odarte z ciała przez katusze biczowania.. Ja się nie zawahałem wejść na szubienicę krzyża, pomimo, że go za hańbę wówczas poczytywano.
Ludu mój polski, wiedz, że berłem twojej Królowej- mej Matki przeczystej- jest krzyż. Chcesz być wolny?- zatknij go w swej duszy, choćby ona była twarda jak skała Golgoty, zdołam ją skruszyć i wzruszyć, by Mi dała miły odpoczynek po trudach męki i konania.
Leonio, ja chcę, by krzyż był w każdym domu."
...MODLITWY, KTÓRYCH NAUCZYŁ SAM JEZUS.....
"Chcę, byś na uwielbienie Ojca przedwiecznego w szczególniejszy sposób poświęciła pierwszy dzień w tygodniu- poniedziałek. Wszystko, cokolwiek w tym dniu uczynisz, niech będzie uwielbieniem Ojca niebieskiego. Jesli otrzymasz pozwolenie spowiednika, zachowaj w tym dniu post ścisły. Na uwielbienie nieskończonego majestatu Ojca odmawiaj często w ciągu dnia modlitwę:
1)Uwielbiam Cię, Ojcze nieskończonego majestatu. Cieszę się chwałą Twego Bóstwa, szczęściem wiekuistego, pełnego, życia Twego, tajemnica wiekuistego rodzenia Słowa, Syna Twego- Boga równego i współistotnego Tobie. Cvhwalę Cię, Ojcze, uwielbiam, miłuję razem z Jezusem, Matką Najświętszą, aniołami, swiętymi i sprawiedliwymi żyjącymi na ziemi i cierpiącymi w czyśćcu.
2) Uwielbiam Cię, Ojcze nieskończonego majestatu. Cieszę się chwałą Twego Bóstwa płynącą z tajemnicy wcielenia Syna Twego – Boga równego i współistotnego Tobie. Cieszę się chwałą, jaką Ci nieustannie składa Bóg-człowiek. I wraz z Nim, z Matką Najświętszą, z aniołami, ze świętymi i sprawiedliwymi żyjącymi na ziemi i cierpiącymi w czyścu- chwalę Cię, uwielbiam, miłuję.
3) Uwielbiam Cię, Ojcze nieskończonego majestatu. Cieszę się chwałą Twego Bóstwa płynącą z tajemnicy przybrania i uświęcenia dusz ziemskich Twoich dzieci. Cieszę się miłością Ducha Swiętego- Boga równego Ojcu i Synowi. Chwalę Cię, Ojcze, uwielbiam, miłuję z Jezusem, z Matką Najświętszą, aniołami, świętymi i sprawiedliwymi żyjącymi na ziemi i cierpiącymi w czyścu. Chwała Ojcu Przedwiecznemu i Synowi Jednorodzonemu i Duchowi Swiętemu. Chwała nieustanna Trójcy Przenajświętszej przez Jezusa- od Jego najmniejszego dziecka przybranego. Niech ta chwała rozbrzmiewa nieustannie w sercu moim, w moim otoczeniu, w całym świecie, jak rozbrzmiewa w domu Ojca przedwiecznego. Amen.
...POLECENIE NAPISANIA DZIENNIKA...
"Będą to kiedyś czytać różne dusze. Te, które Mnie szczerze szukają i Mnie jednego kochac pragną, mogą do siebie zastosować wszystko, co do ciebie mówię. Dusze oziębłe i obojętne, czytając to, zapragną, pod wpływem nauk dawanych tobie, doskonalszego życia. Wreszcie dusze zadowolone z miernego stopnia cnoty i spokojne o swój stosunek do Boga zapragną postępu, widząc, do jak poufałej przyjaźni dopuszcza Jezus duszę, która Mu się całkiem oddaje bez oglądania się na siebie samą."
...MĘKA JEZUSA...
"Noc w lochu więziennym. Co i ile tam cierpiałem, okryte jest również mrokiem tajemnic. Nie miałem tam świadka, który by patrzył na moje bóle, męki i cierpienia. Chcę tobie odchylić rąbek tych cierpień, bo chcę byś Mi dała w swym sercu odpoczynek po trudach owej nocy. W tym celu przyjdę dzisiaj do ciebie w Komunii św. Siepacze wtrącili Mnie, po przesłuchaniu u arcykapłanów żydowskich, do wiezienia, ale nie zostawili Mnie tam samego. Rozpoczęli ze Mną straszliwą igraszkę wśród ciemności nocnych. Siepacze ustawili się w kątach lochu i odrzucali Mnie jeden drugiemu z całej mocy, jak się odrzuca piłkę. Kiedy im się uprzykrzył ten rodzaj zabawy, chwycili Mnie za ręce i ciągnąc w przeciwne strony, próbowali swoich sił moim kosztem. Równocześnie inni siepacze wbijali ostre iglice w moje ciało. Ile omdlewających bólów cierpiałem wówczas. Wreszcie rzucili Mnie na ziemię. Jeden ze siepaczy stanął na mojej głowie, inny na piersiach, ajeszcze inny na nogach, i cisnęli Mnie do ziemi całą siłą swopjego ciężaru. Przechodzili przeze Mnie i w ten sposób stałem się drogą, ale jakże to było bolesne. Deptali po Drodze, która wiedzie do zbawienia, ale oni czynili to dlatego, by Mi urągać, więc dojść do zbawienia nie mogli – bo tam dochodzi się przez miłość, a nie przez urąganie i zelżywość. Byli i tacy, którzy usiłowali wyłamywać poszczególne palce moich rąk, uderzali głowę moją o słup kamienny. Jakaś zaciekłość, iście szatańska, popychała tych nieszczęśników do coraz to nowych okrucieństw i znęcania się nad bezbronną ofiarą. W Sercu moim panowała w czasie tych katuszy niczym niezmącona słodycz, dobroć, litość dla biednych ludzi. Nie wydałem ani jednej skargi, ani jednego wyrzutu niewdzięczności. Usiłowałem wpłynąć swoją łaską na ich dusze, ale serca ich były już zatwardziałe. Nie chcieli sobie odmówić przyjemności, jaką znajdywali w katowaniu Mnie. Milczałem wówczas. Mówić o tym chcę tylko z wybranymi, a przez nich chce objawić światu cząstkę cierpień owej nocy. Noc ową tak często przeżywałem w mym życiu. Przesuwała się ona przez moją duszę w snach niemowlęcych nawet wówczas, gdy anielskie chóry śpiewały nad Betlejem radosne "Gloria". Wówczas dusza moja była pełna radości na myśl o chwale Ojca dokonanej przez Wcielenie, ale równocześnie ból srogi ściskał Mi serce na widok dusz, które w wiecznej będą pogrążone nocy, bo nie szukały Słońca Sprawiedliwości, bo usuwały się od światła, które im ukazywało zło i przestępstwa. Łzy moje kryłem przed Matką Niepokalaną, by nie ranić Jej Serca, ale sam składałem z Siebie ofiarę za tych, którzy Mi urągali, za tych którzy mieli być zbawieni i za tych, którzy mieli być potępieni. Tak, składałem ofiarę także za tych, którzy mieli być potępieni, by wynagrodzić Bogu zniewagi wyrządzone przez ich ciężkie, nieodpokutowane grzechy. Męka potępieńców- jakkolwiek straszna i wieczna – nie jest zdolna wyrównać zniewagi wyrządzonej Bogu, bo to męka stworzenia, i to upadłego. Dlatego ogromu moich cierpien nikt nie zmierzy, bo Ja cierpiałem za wszystkich i za każdego z osobna. Łącz się ze Mną w moich cierpieniach, ofiaruj Ojcu niebieskiemu moje ukryte cierpienia – za ukryte grzechy, które ranią moje Serce tym bardziej, ze je dusze ukrywają i przed spowiednikiem, krzyżując Mnie skrycie w sercu pełnym plugastwa. Pobyt w takich duszach w czasie Komunii świętokradzkiej jest dla Mnie odnowieniem wszystkich katuszy owej strasznej nocy spędzonej w więzieniu. Daj Mi odpoczynek w swoim sercu, odpłacę ci za to w wieczności."
"Ja jestem Król królów, a patrz, na rękach mam pęta niewolnika. Jestem Sędzią wieków, Sędzią dusz- a Mnie sądzi Piłat. Jestem Prawdą, a tłum ogłasz Mnie za zbrodniarza, a Ja milczę...Moja Dziecino, czy wiesz, dlaczego dobrowolnie poddałem się sądowi Piłata? Chciałem przez to upokorzenie wyjednać duszom łaskę dobrej spowiedzi, a przez milczenie wynagrodzić Ojcu za fałszywe milczenie duszy w tym sakramencie. Dusze, które tają grzechy na spowiedzi, wybierają Barabasza- szatana, a Jezusa krzyżują. Dusze natomiast, które z pokorą i szczerością wyznają swoje przewinienia, zdejmują z moich dłoni krępujace Mnie więzy. Ja zakładam je na szyję tej duszy, już nie jak pęta niewolnicze, lecz jako naszyjnik złoty, błyszczący drogimi kamieniami. Dusza szczera mówi z Piłatem: Jezus jest niewinny: więcej, Jezus jest tym, którego wybieram i kocham ponad wszystko. A Ja o takiej duszy po rozgrzeszeniu kapłańskim mówię również: Ja żadnej winy w neij nie znajduję. Piłat, pomimo, że uznał moją niewinność, skazał Mnie na ubiczowanie, a to pociągnęło za sobą cierniem ukoronowanie. Przyjąłem tę chłostę, by odpokutować karę należącą się duszom po odpuszczeniu grzechów. Pokuta zadana przez kapłana jest poniekąd tym skazaniem duszy na chłostę, pomimo uznania jej niewinności- jest to zadośćuczynienie. Leonio, sakrament miłości uczyniłem z miłości, sam go udzielam przez kapłana. W konfesjonale kapłan nie jest sam. Ja jestem z nim. Ja sądzę dusze sądem miłości i przebaczenia. Mój kapłan na nikogo nie wyda wyroku potępienia, nikogo nie wyda na śmierć, jak to uczynił ze mną Piłat, chyba że ktoś przynosi ze sobą złą wolę, potępia się sam. Ilekroć będziesz odprawiać drogę krzyżową, polecaj przy pierwszej stacji mojemu Sercu dusze przyjmujące sakrament pokuty, kapłanów, którym poleciłem sąd nad duszami. Przepraszaj Mnie za tych, którzy świętokradztwem zasmucają moje Serce. Duszom, które będą to czynić, udzielę daru dobrej spowiedzi i pogłębiać w nich będę spokój duszy."
"Ukazał mi się Pan Jezus rozpięty, ale nie na krzyżu, lecz na zielonym, rozłożystym drzewie. Z głowy Jego i z całego najświętszego ciała spływała tak obficie krew, że ledwie dojrzeć mogłam Jezusa."
"Leonio, to drzewo jest tym, z którego zrobiono dla Mnie krzyż. Niejednokrotnie w mym życiu modliłem się w cieniu tego drzewa, obejmowałem je i okrywałem pocałunkami jako mój ołtarz ofiarny, jako łoże mojej śmierci.(...) Cząstki drzewa krzyżowego, które Kościół rozdziela całemu światu jako najcenniejszą relikwię, będa przed końcem świata zebrane przez moich aniołów i przeniesione do nieba. Zasadzę to święte drzewo pośrodku raju wiekuistej szczęśliwości. Tam będą nasze- niekończące się nigdy- gody weselne. Nie będzie to już drzewo woadomości dobrego i złego, lecz drzewo żywota. Drzewo to będzie tablicą pamiątkową dla tych, którzy w życiu składali w krzyżu swoje cierpienia. Imiona ich będa wyryte na drzewie krzyża i dusze doznawać będą szczególnej radości na widok swego imienia jaśniejącego chwałą. Żaden wódz, nagradzany na ziemi za swoje zasługi, nie doznał tyle radości, ile tam zazna dusza na jedno wejrzenie na drzewo żywota".
"Moja Leonio- czy wiesz, co spowodowało mój pierwszy upadek? Oto widok pierwszych grzechów ciężkich. Gdybyś ty wiedziała, jaki to ból okropny ściska serce na widok dusz, które przed chwią pięknością swoją podobne były aniołom, były mieszkaniem Trójcy Przenajświętszej; jeszcze przed chwilą ja byłem królem tych dusz, a oto naraz dusza z całą świadomością odwraca się od Boga, gardzi Jezusem, jednym silnym, złośliwym pchnięciem wytąca ze swego serca Jezusa, a On pod wpływem tego uderzenia pada na ziemię, a przez to samo wejście, którym wytącono Jezusa wchodzi szatan. Jezus, doznawszy takiej wzgardy, nigdy nie wróciłby do tej duszy, gdyby nie miłość nieskończona, która każe Mu ratować wszelką nędzę, a nawet złość. Miłość każe Mu umrzeć, by dusza żyła."
Ojcec niebieski powiedział do s. Leonii:
"Opuściłem Syna za to, że ludzkość ukochał miłością nieskończoną. Rozciągnął na krzyżu swoje ramiona, bym nie dosięgnął ludzkości. Chciał ją zastawić sobą, bym jej nie chłostał karą wiecznego opuszczenia, więc dałem je przeżyć umiłowanemu Synowi w całej grozie, w całej potędze uczucia opuszczenia wszystkich, którzy na opuszczenie zasługują. Synu, jam Ciebie opuścił, boś Ty zawisł bezwładny, przygwożdżony- na krzyżu wysoko do Mnie wzniesiony. A Ja zstąpiłem pod ten czas na niziny, by podnieść w Twe rozpięte objęcia to, co upadło, co pełza po ziemi. Ja- razem z Tobą – Twym opuszczeniem zbawiam świat. Synu, ja razem z Tobą ludzkość całą przycisnę do ojcowskiego łona mego. Twoja chwała będzie opromieniona chwałą tych, za których cierpisz bolesne opuszczenie."
"O gdybyś wiedziała, jak bolesne było dla Mnie zdzieranie szat z mojego ciała. Ty wiesz, jak to boli, gdy się zdejmuje z rany zaschnięta gazę. Toteż nie odrywa się jej gwałtem, ale powoli odsuwa zwilżoną. A ja miałem całe ciało pokryte ranami po okrutnym biczowaniu. Szaty moje przyschły i przywarły do ran, zwłaszcza na ramieniu, na którym krzyż dźwigałem, i w miejscach, gdzie byłem skrępowany sznurami. Nikt nie zwracał uwagi na śmiertelną bladość mojego oblicza, na jęki, jakie wyrywały się ze ściśniętego bólem Serca. Zdzierano szaty gwałtem, brutalnie, a Ja drżałem z bólu, podczas gdy krew popłynęła obficie z tysięcy ran. Rany i krew- to było moje nakrycie w owej chwili obnażenia. (...) Ofiaruj Ojcu niebieskiemu moje rany dla przebłagania Jego majestatu znieważonego grzechami zmysłowości. Napisz jednak również na pociechę dusz nawracających się, ze moje rany pokryją ich winy, moja Krew oczyści ich plamy, byle tylko z pokorną ufnością wyznały swoje przewinienia w sakramencie pokuty. Ja się nie wzdrygam przed żadną chorobą duszy, bo każdą zleczyć mogę. Boli mnie tylko uporczywe trwanie w grzechu nałogowym, a zwłaszcza w grzechu niewiary, złości i zmysłowości. O, pókiż będą głusi na moje wezwania, na jęki i ból mego Serca ci, których tak kocham? Pókiż będą zaślepieni? O, dzieci moje ukochane, odwróćcie się od tego, co poniża waszą godność, co brudzi duszę. Przyjdźcie do Mnie, znajdziecie w mym Sercu szczęście i świętość życia."
"Weronika otarła moją twarz z krwi i potu. Tymczasem już po chwili krew i pot znów zalały moje oblicze i przesłoniły Mi oczy pod wpływem bólu, jaki napełnił Mą duszę. Widziałem obok Weroniki dusze, które zionęły nienawiścią do Mnie, a za nimi w pochodzie wieków, ciągnęły się dusze im podobne- dusze, które rzucały w moje oczy błoto zmysłowości, chcąc zasłonić się przed moim wzrokiem wszystko widzącym. Rzucały w moje oblicze kamienie złości i zasłonę pychy, a przede wszystkim wzgardy, która tak bardzo rani moje Serce. Błoto zmysłowości i zasłona pychy, którą rzucano Mi w oczy i na oblicze, sprawiły, że nie widziałem już nie tylko ich dusz – jak tego pragnęły- ale nawet drogi, którą szedłem, dlatego padłem."
"Moja Leonio, trzeci upadek był boleśniejszy od wszystkich innych. Fizycznie byłem już tak wyczerpany, że ustać na nogach nie mogłem. Z bólu, umęczenia i wycieńczenia drżała każda tkanka mojego ciała. Krzyż, przygniatający ranę ramienia, sprawiał Mi ból straszliwy. Byłem bliski konania- a tę, jakby przedśmiertelna agonię sprawił Mi widok pełen ohydy i grozy; widok grzechów popełnianych z całą świadomością i rozmysłem przez ludzi, od których spodziewałem się miłości, od ludzi, którzy poznali, czego Bóg od nich żąda. Iluż to ludzi z teologicznym wykształceniem odrywa się od Kościoła, pociągając za sobą tysiące dusz. Ja to przecierpiałem wówczas- podobnie jak w Ogrójcu. Przecierpiałem an zimno obmyślane zbrodnie, tarzanie się w zmysłowości ludzi pokrytych już nieraz siwizną, pochylających się nad grobem. By ich powstrzymać od upadku w czeluście piekielne, Ja pochyliłem się jak robak w prochu; upadłem bezsilny na ziemię, która stała się dla Mnie jakby ogniem palącym. Byłem jakby martwy. Z odrętwienia bólu ocknąłem się dopiero wówczas, gdy żołdak kopnął Mnie z całej siły w bok, blisko okolicy Serca. Poczułem dotknięcie stopy ludzkiej. Dotknięcie było brutalne, ale moje Serce żywiej zabiło, czując to dotknięcie. Niegdyś przy dotknięciu szat moich wychodziła ze Mnie moc – a dziś dotyka mnie stopa człowieka, dotyka tak silnie, że aż Serce zabiło gwałtowniej, a z duszy wyrwał się jęk i pragnienie cierpienia, śmierci krzyżowej – byle ratowac tych, którzy zetknęli się ze Mną, chociaż z lekceważeniem i pogardą. Ja nie chcę nimi gardzić. Ja chcę ich zbawić, chcę uszczęśliwić. Ostatnim wysiłkiem objąłem krzyż, by go zanieść na szczyt Golgoty i tam umrzeć."
"W duszy mojej odezwało sie głuche echo uderzeń młota. Widziałam, jak krew wytrysła z przebitej dłoni Zbawiciela w twarz oprawcy, jak zbryzgała mu ręce, młot, a potem sączyła się dookoła trójgrannego, grubego gwoździa. Kiedy oprawcy przybijali drugą rękę i stopy Zbawiciela, Pan Jezus leżał prawie zupełnie martwy. Oczy miał przymknięte, oddychał bardzo słabo, wyglądał jak skamieniały obraz bólu. Na twarzy Jego niepodobna było rozeznać rysów ludzkich. Twarz była nabrzmiała od licznych policzków, w wielu miejscach zsiniała i pocięta, bo uderzali w Nią żołdacy już to przy pobijaniu cierniowej korony, już to tak- dla swawoli tylko. Cała twarz zalana była krwią spod cierni płynącą. Tu i ówdzie były sińce i przecięcia od upadków twarzą na ziemię. Ziemia, zmieszana z krwią, pozostała na najśiętszych licach. Nie widziała w życiu nigdy takiego obrazu i chyba nikt nie jest zdolny odtworzyć tego męczeństwa bólu Jezusa. Byłam jak skamieniała. Zaczęła się godzina święta. Słyszałam wszystko, co kapłan odmawiał, a przed oczyma miałam ustawicznie Jezusa ukrzyżowanego, ze straszliwie zmasakrowanym obliczem. W chwili gdy zaczęto śpiewać "ostrą koroną skronie zranione", Jezus z trudem podniósł powieki. Oczy zalane miał łzami i krwią. Spojrzał na mnie z wyrazem niepojętego bólu i rzekł: Moja Leonio, podnieś Mą głowę, bo ciernie wbiły się tak głęboko, aż do mózgu. (...) Mój Jezu- rzekłam- pozwól, a wyjmę z Twej skroni straszliwe kolce. Nie moja córko- powiedział Jezus- bo Mnie zaraz będa podnosić na krzyżu w górę, ciernie z nową siłą wpiją się w skroń moją."
"Któryś z urzędników Piłata ujął w swoje ręce trąbkę, wzniósł ją do góry i zatrąbił, oznajmiając skazanie Pana na śmierć. W tym samym momencie aniołowie w niebie zatrąbili dziwnie bolesnym tonem- ale tak, że zamiast dźwięku trąb usłyszałam żałosne wyznanie: "Jezus- Syn Ojce przedwiecznego – skazany na śmierć". Powtarzało się to kilkakrotnie – niebo się otwarło przed jezusem. Ojciec niebieski spoglądał z niepojęta miłością na pana Jezusa, powtarzając: Ten jest Syn mój miły, w którym mam upodobanie. Aniołowie zaczęli błagać, by im pozwolił iść na ziemię, cierpieć za ludzkość, by Jezus nie umierał. Lecz ojciec niebieski powiedział: Jezus dobrowolnie przyjął na siebie wyrok śmierci. Patrzcie, jak On cichy, pokorny, jak pogodny w majestacie cierpienia. On ludzkość całą zbawi, przywiedzie do mojego domu, uszczęśliwi swoją męką i śmiercią krzyżową wszystkich, którzy się doń zbliżą przez wiarę i miłość. Aniołowie raz jeszcze zatrabili: "Jezus (a brzmiało to tak przeciągle i bolesnie, że mi się zdawało, ze moje serce spali się od jakiegoś tajemniczego ognia miłości), Jezus- Zbawiciel świata- skazany na śmierć.". Było to coś rozdzierającego. Oblicza aniołów pełne były bolu. Ale oto niebo się zasłania. (...) otwiera się piekło. I tam jakaś tajemnicza trąba zawyła tak, że w całym piekle słychac było najwyraźniej: "Jezus skazany na śmierć". Przy słowie "Jezus" szatani i potępieńcy upadli na kolana, a potem zawyli przeraźliwym głosem, powtarzając jak echo: "Jezus skazany na śmierć". (...)jakaś niepojęta, spotęgowana w nich była rozpacz. Czuli, że skazany został na śmierć Ten, który jest zwycięzcą śmierci, piekła i szatana. Rzucili się na potępieńców z wściekłością, dręcząc ich nielitościwie, szarpiąc ich na strzępy ze złości, ze oni powiększają ich mękę, bo się dali uwieść ich diabelskim podszeptom. (...) On stał taki biedny, drżący z bólu, opuszczony od wszystkich. Nie tylko o uszy Jego, ale i o Serce Jego najświętsze odbijały się słowa" Ukrzyżuj, strać Go." A potem usłyszał ten sam wyrok, który brzmiał w niebie i w piekle: "Jezus skazany na śmierć". (...) Trąba ciągle wyła, ale w jej tonach usłyszałam obecnie głos archaniołów: "Umarli, wstańcie na sąd. Wstańcie na sąd, cisi, pokorni, zapomniani i wzgardzeni. Wstańcie na sąd, dusze dziewicze, idące przez życie w umartwieniu i pokucie. Wstańcie na sąd wy, którzyście byli sędziami ludu i wy, którzy byliście sądzeni. Pójdzcie- oto Jezus, sam osądzony tak niesprawiedliwie, będzie dla was łagodny, miłosierny, boście starali się być podobni jego Bożemu Sercu. Pójdzcie i wy, coście gardzili jezusem. Spójrzcie do jakiego stanu umęczenia doprowadziła Go złość wasza. Potępiliście Go na śmierć, nie będziecie mieć żywota w sobie. Pójdzcie raz jeszcze usłyszeć z ust Jego wyrok, którzy sami wydaliście na siebie".
"Trzeba było, by ci, z którymi przebywałem przez 3 lata, widzieli Mnie także po śmierci. (...) Na Kalwarii z apostołów był tylko Jan. W czasie męki w pobliżu Mnie starał się znajdować Piotr. Inni apostołowie uciekli przed siepaczami, pokryli się. Przybyli jednak po zdjęciu mego ciała z krzyża, okrywali pocałunkami moje rany, dotykali je z miłością i uwielbieniem. A potem odprowadzili moje ciało do grobu, byli pierwszymi jego adoratorami, i to najgorliwszymi; a potem zebrali się wszyscy razem w Wieczerniku. Tomasz Apostoł dotykał również ran moich. Wiedział, że ciało moje było martwe, bez życia. Dlatego później, kiedy się zachwiał w wierze, chciał – jak przedtem- dotknąć ran moich. Trzeba było – moja córko- by ci, którzy mieli głosić mękę i śmierć moją, widzieli Mnie umarłego, by mogli później dać świadectwo prawdzie, a także by większa była ich radość i szczęście, gdy Mnie ujrzeli zmartwychwstałego."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz